Nie myślcie, że znudziło mi się pisanie bloga albo brakuje mi przygód do opisywania… nic z tych rzeczy! Prawda jest taka, że trwa rekonstrukcja mojego bloga, ponieważ zapragnęłam nieco fajniejszą formę. Oprócz tego też, w ostatnim czasie byłam mocno zajęta poszukiwaniem nowego miejsca do życia. No more Sydney, czas na Manly!! Manly to słynące z pięknych plaż i przede wszystkim surfingu miasto, a właściwie dzielnica Sydney. Nieco oddalone od centrum Sydney bo około 30 minut statkiem, bądź 45 minut autobusem. Mi jednak to się podoba najbardziej, bo mieszkając tutaj już ponad trzy miesiące mogę powiedzieć, że pomimo, że jest to chyba najbardziej urokliwe i najpiękniej położone miasto w którym byłam, to jednak tłumy, wielokulturowość, ogromny pęd i korki to zdecydowanie nie dla mnie. Dlatego też, gdy w moje urodziny Wiktor zabrał mnie do słynącej z chilloutu i surfingu miejscowości pod Sydney od razu się zakochałam! Mieszkają tam głównie młodzi ludzie kochający zdrowy tryb życia. Na każdym kroku widać osoby uprawiające jogging, jeżdżące na longboardach. O każdej porze i można spotkać surferów. Wakacyjny klimat z mnóstwem restauracji, kawiarni, sklepików surferskich i klubów oferujących naukę surfingu lub wypożyczenie desek. Wieczorem mieszkańcy Manly imprezują w licznych klubach lub chillują ze znajomymi w ogródkach przy winie lub piwie. Ludzie są uśmiechnięci, radośni i serdeczni.
Mieliśmy ogomne szczęscie, bo udało nam się znaleźć mieszkanie przy samiutkiej plaży z oknami wychodzącymi na ocean. Nasza współlokatorka to bardzo pozytywna designerka pochodząca z Anglii, która od 8 lat mieszka w Australii. Dałam jej do spróbowania mój świeży chleb bananowy i już nie może się doczekać, aż w końcu się wproawdzimy :)
Mieliśmy ogomne szczęscie, bo udało nam się znaleźć mieszkanie przy samiutkiej plaży z oknami wychodzącymi na ocean. Nasza współlokatorka to bardzo pozytywna designerka pochodząca z Anglii, która od 8 lat mieszka w Australii. Dałam jej do spróbowania mój świeży chleb bananowy i już nie może się doczekać, aż w końcu się wproawdzimy :)
Jeszcze tylko 2 dni i moje marzenia się spełnią. Usypiać mnie będzie szum fal a pierwszą rzeczą, którą ujrzę przy każdym wyjściu z domu będzie ocean. Rano będę biegać po plaży a wieczorem trenować surfing. Moim transportem do pracy będzie longboard. I wcale się nie przechwalam… Uświadamiam sama sobie, że każde marzenie można spełnić jeśli się go mocno pragnie. Jeszcze rok temu siedząc w łóżku w Warszawie przykryta kocem oglądałam surferskie filmiki. Patrzyłam na ludzi, którzy każdego dnia mają wakacje zazdroszcząc im słońca, oceanu i tego, że urodzili się blisko plaży…A teraz to także i moje życie :)
ehh, a u nas jesień...wrrrrrrrrrrrrrrrr
OdpowiedzUsuńale pięknie!
OdpowiedzUsuńgratuluje bloga, jest super!!! czekam na jeszcze;-)
OdpowiedzUsuń