niedziela, 6 lipca 2014

Bondi to Coogee coastal walk


Bondi Beach to pierwsze miejsce, które zobaczyłam zaraz po przylocie do Sydney i urzekło mnie, nie tylko z powodu pięknych widoków…
Była godzina 5 rano, słońce ledwo wychylało się nad horyzont,  temperatura ok 15 stopni, ale na Bondi czułam się, jakby było popołudnie po pracy!
Setki Australijczyków uprawiających surfing, jogging, jogę, crossfit a nawet box!  Wiedziałam już, że odnajdę się w tym mieście.

2 tygodnie później wróciłam tam przebrana w sportowy strój i postanowiłam wypróbować jeden z najpiękniejszych coastal walk'ów na świecie.
Ulubiona trasa spacerowa Australijczyków, przebiegająca wzdłuż wybrzeża i prowadzi od najpopularniejszej plaży Bondi Beach do nie mniej uroczej Coogee Beach. Cała trasa liczy ponad 6km.
Po krótkiej rozgrzewce, rozpoczęłam swój bieg i już po jakiś 5 minutach zostałam zaskoczona przez betonowe strome schody, prowadzące na pierwszy klif. 
Trzy głębokie oddechy i równym truchtem zaczęłam się wspinać. Już miałam zacząć przeklinać, kiedy pojawił się pierwszy cudowny obraz.
Przystanęłam na chwilę by pokrzyczeć z radości w duchu i pobiegłam dalej. Przepiękne widoki, trenujący uśmiechnięci ludzie i muzyka w uszach sprawiały, że mimo iż trasa prowadziła cały czas w górę i w dół miałam ochotę biec i w ogóle nie czułam zmęczenia.
Zdrowy rozsądek podpowiedział mi jednak, że długo nie trenowałam i po 4km biegania po schodach i stromych klifach postanowiłam zawrócić. Nie udało mi się zrobić całej trasy, ale 8km w niecałą godzinę z kilkoma przystankami na ćwiczenia to chyba nie tak źle. Poza tym, na pewno nie raz tam jeszcze wrócę…

A tak mniej więcej wyglądała moja trasa
W pobliżu Bondi Beach, pierwszy delikatny podbieg.

50 metrowy basen przy Bondi Beach. Takie widoki w Sydney nie należą do rzadkości. Z pewnością niedługo zrobię sobie tam trening.



Takie urozmaicenia treningowe na tej trasie pojawiały się bardzo często.

To ten widok sprawił, że od razu zapomniałam o zmęczeniu.

Jeśli dla kogoś siłownia wydaje się nudna, obiecuję, że tu nie można się nudzić. Mniej więcej co 1 km są stacje do ćwiczeń. Tu akurat trenowałam podciąganie i brzuszki na ławeczce. 
Oczywiście całą trasę mogłam obserwować zmagania surferów. Fale tego dnia były niesamowite.

Kolejny basen, tym razem bardziej naturalny. 




Najpiękniej położony cmentarz jaki w życiu widziałam (jeśli można tak powiedzieć). Szum oceanu, brak ludzi i cisza sprawiły, że to miejsce było jeszcze bardziej majestatyczne. 











Koniec treningu, czas na mały relax
Bondi Beach 
A na mecie czekał już na mnie mój osobisty trener, który skończył bieg kilka minut przede mną. 
Surferzy z deską na ulicy czy w metrze to w Sydney nic nadzwyczajnego.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz