Chciałabym wszystkich poinformować, że od dzisiaj zaczynam prowadzić bloga na nowej stronie, także jeśli jesteście zainteresowani co nowego u mnie, zapraszam tutaj:
http://www.marvelouswave.com
Całuję i do zobaczenia :)
Kasia
marvelous wave
Blog o podróżach, sporcie, zdrowym żywieniu, urodzie, fotografii, lifestyle.
sobota, 13 września 2014
wtorek, 2 września 2014
To dopiero początek..
Nie myślcie, że znudziło mi się pisanie bloga albo brakuje mi przygód do opisywania… nic z tych rzeczy! Prawda jest taka, że trwa rekonstrukcja mojego bloga, ponieważ zapragnęłam nieco fajniejszą formę. Oprócz tego też, w ostatnim czasie byłam mocno zajęta poszukiwaniem nowego miejsca do życia. No more Sydney, czas na Manly!! Manly to słynące z pięknych plaż i przede wszystkim surfingu miasto, a właściwie dzielnica Sydney. Nieco oddalone od centrum Sydney bo około 30 minut statkiem, bądź 45 minut autobusem. Mi jednak to się podoba najbardziej, bo mieszkając tutaj już ponad trzy miesiące mogę powiedzieć, że pomimo, że jest to chyba najbardziej urokliwe i najpiękniej położone miasto w którym byłam, to jednak tłumy, wielokulturowość, ogromny pęd i korki to zdecydowanie nie dla mnie. Dlatego też, gdy w moje urodziny Wiktor zabrał mnie do słynącej z chilloutu i surfingu miejscowości pod Sydney od razu się zakochałam! Mieszkają tam głównie młodzi ludzie kochający zdrowy tryb życia. Na każdym kroku widać osoby uprawiające jogging, jeżdżące na longboardach. O każdej porze i można spotkać surferów. Wakacyjny klimat z mnóstwem restauracji, kawiarni, sklepików surferskich i klubów oferujących naukę surfingu lub wypożyczenie desek. Wieczorem mieszkańcy Manly imprezują w licznych klubach lub chillują ze znajomymi w ogródkach przy winie lub piwie. Ludzie są uśmiechnięci, radośni i serdeczni.
Mieliśmy ogomne szczęscie, bo udało nam się znaleźć mieszkanie przy samiutkiej plaży z oknami wychodzącymi na ocean. Nasza współlokatorka to bardzo pozytywna designerka pochodząca z Anglii, która od 8 lat mieszka w Australii. Dałam jej do spróbowania mój świeży chleb bananowy i już nie może się doczekać, aż w końcu się wproawdzimy :)
Mieliśmy ogomne szczęscie, bo udało nam się znaleźć mieszkanie przy samiutkiej plaży z oknami wychodzącymi na ocean. Nasza współlokatorka to bardzo pozytywna designerka pochodząca z Anglii, która od 8 lat mieszka w Australii. Dałam jej do spróbowania mój świeży chleb bananowy i już nie może się doczekać, aż w końcu się wproawdzimy :)
Jeszcze tylko 2 dni i moje marzenia się spełnią. Usypiać mnie będzie szum fal a pierwszą rzeczą, którą ujrzę przy każdym wyjściu z domu będzie ocean. Rano będę biegać po plaży a wieczorem trenować surfing. Moim transportem do pracy będzie longboard. I wcale się nie przechwalam… Uświadamiam sama sobie, że każde marzenie można spełnić jeśli się go mocno pragnie. Jeszcze rok temu siedząc w łóżku w Warszawie przykryta kocem oglądałam surferskie filmiki. Patrzyłam na ludzi, którzy każdego dnia mają wakacje zazdroszcząc im słońca, oceanu i tego, że urodzili się blisko plaży…A teraz to także i moje życie :)
czwartek, 31 lipca 2014
Gringa wśród dzikich plemion :)
Jednym z moich zadań podczas stażu w Brazylii, było uczestniczenie w spotkaniach grupy roboczej Delegatury Unii Europejskiej i robienie z nich notatek. Nie było to proste, ponieważ na spotkaniach tych poruszano sprawy ekonomiczno-polityczne w języku angielskim. Nie zawsze udawało mi się zrozumieć wszystko. Podczas jednego z pierwszych spotkań poznałam Lea'ę, dziewczynę z Francji, która pracowała dla DUE. Lea zaprosiła mnie na wieczorne wyjście do miasta , gdzie okazało się być więcej ludzi w moim wieku. Byli to młodzi dyplomacji, bądź stażyści z całego świata, robiący praktyki w Ambasadach. Stażyści Ci mieli nawet swoją grupę na fb i organizowali wyjścia, imprezy i wyjazdy za miasto przynajmniej raz w tygodniu. (W późniejszym czasie nie tylko imprezowaliśmy razem, ale również spotykaliśmy się podczas oficjalnych przyjęć w rożnych Ambasadach, w czasie przeróżnych seminariów czy eventów).
Gdy pierwszy raz wyszłam do miasta nie mówiono o niczym innym tylko o karnawale, który rozpoczynał się za kilka dni. Trochę się nudziłam, ponieważ byłam jedyną osobą, która nie wybierała się w tym okresie do Rio. Dopiero co przyjechałam do Brasilii, więc nie wyobrażałam sobie prosić Ambasadora o urlop. Poza tym podróż i tygodniowa impreza w Rio musiałaby kosztować tysiące. Wszyscy mnie jednak mocno przekonywali do przygody życia i mimo, że cały czas odpowiadałam NIE, miałam ogromne dylematy…
Nie wiedziałam co robić, z jednej strony wiedziałam, że pewnie taka okazja się nie powtórzy, z drugiej sądziłam, że to trochę nieodpowiedzialne.. Na dwa dni przed wyjazdem do Rio spytałam się spontanicznie Pana Ambasadora, czy nie miałby nic przeciwko gdybym zrobiła sobie wolne i poleciała do Rio. Chyba po cichu liczyłam, że on podejmie za mnie decyzje. Ambasador pobłogosławił mnie i powiedział, żeby tylko zostawiła aparat i zegarek w domu, bo stracę rękę:))
Gdy pierwszy raz wyszłam do miasta nie mówiono o niczym innym tylko o karnawale, który rozpoczynał się za kilka dni. Trochę się nudziłam, ponieważ byłam jedyną osobą, która nie wybierała się w tym okresie do Rio. Dopiero co przyjechałam do Brasilii, więc nie wyobrażałam sobie prosić Ambasadora o urlop. Poza tym podróż i tygodniowa impreza w Rio musiałaby kosztować tysiące. Wszyscy mnie jednak mocno przekonywali do przygody życia i mimo, że cały czas odpowiadałam NIE, miałam ogromne dylematy…
Nie wiedziałam co robić, z jednej strony wiedziałam, że pewnie taka okazja się nie powtórzy, z drugiej sądziłam, że to trochę nieodpowiedzialne.. Na dwa dni przed wyjazdem do Rio spytałam się spontanicznie Pana Ambasadora, czy nie miałby nic przeciwko gdybym zrobiła sobie wolne i poleciała do Rio. Chyba po cichu liczyłam, że on podejmie za mnie decyzje. Ambasador pobłogosławił mnie i powiedział, żeby tylko zostawiła aparat i zegarek w domu, bo stracę rękę:))
Nagle wydało mi się wszystko tak oczywiste, nie mogłam zrozumieć jak mogłam się w ogóle zastanawiać. Nazajutrz po pracy stałam już przed bramą Ambasady i czekałam na Borję. Do Rio jechaliśmy autem, co było kolejnym atutem tej wyprawy. Kolejna, niepowtarzalna okazja by przyjrzeć się Brazylii z bliska. Podjechaliśmy razem na lotnisko, gdzie spotkaliśmy się z Juniorem. Junior był Brazylijczykiem i to on zorganizował wspólnie ze swoimi brazylijskimi znajomymi cały wyjazd. Po drodze, która trwała ponad 13 godzin dowiedziałam się, że będziemy spać u kolegi Juniora całkowicie za darmo, będzie ok 20-25 osób z całego świata. Fajnie było jechać przez pół kraju autem, Junior chętnie opowiadał nam o wszystkich mijanych miejscowościach. Następnego dnia z rana wjechaliśmy do Rio.
![]() |
Lewo Borja, prawo Junior |
Zobaczyłam rozciągające się favele, ze wszystkich stron i ludzi, którzy już zaczynali karnawał tańcząc bez koszulek na ulicy. Mieszkanie, nie wiem dlaczego, wyobrażałam sobie jako obskurną melinę z materacami na podłodze. Jakie było moje zaskoczenie, gdy podjechaliśmy pod elegancki kurort a nasz apartament bardziej przypominał mały hotel z nowoczesnymi pokojami (każdy z łazienką ) i ogromnym salonem. Na samym wejściu zostałam przywitana caipirinha i buziakami. W mieszkaniu było ok 20 osób, 3/4 dziewczyn, wszystkie piękne, uśmiechnięte i wymalowane.
Na miejscu okazało się, że wcale nie będzie międzynarodowego towarzystwa tylko sami Brazylijczycy, że jestem jedyną osobą która nie mówi po portugalsku oraz jedną z trzech, która mówi po angielsku (oprócz Juniora i Borji). Jednak już od pierwszych chwil przekonałam się, że język jest tam wyjątkowo zbędny. Dziewczyny przygotowały mi drinka i od razu przygarnęły do siebie. Zdziwiłam się, jak otwarta i miła była każda z nich. W Polsce z reguły przez pierwsze kilka chwil byłabym obserwowana z boku i musiałabym trochę się postarać, by zyskać sympatię zwłaszcza płci żeńskiej. Tam, z miejsca zostałam zaakceptowana i choć większość z nich nie potrafiła zupełnie mówić po angielsku, komunikowałyśmy się na migi, uśmiechy, a czasem, jak już była potrzeba zapytania się czegoś ważnego używałyśmy translatorów.
Odświeżyłam się szybko w łazience i pojechaliśmy zobaczyć jak wygląda pierwszy blok. Cały karnawał trwa w Rio około dwóch tygodni, a wygląda tak, że codziennie w różnych miejscach ustawiane są platformy, na których dziewczyny tańczą sambę, a na dole bawi się cała reszta Brazylijczyków ( nazywają to blokami). Pierwszego dnia pojechaliśmy na Copacabanę, gdzie był największy blok. Nim do niego doszliśmy musieliśmy się przebić przez długą promenadę, wzdłuż plaży pełnej pijanych, tańczących i prawie gołych ludzi. Był taki tłum, że nawet nie mogłam zobaczyć oceanu, mimo, że dzieliło mnie od niego kilkadziesiąt metrów. Gdy kupowałam kolejnego drinka podbiegł do mnie chłopak i spytał czy może się ze mną całować. Odpowiedziałam, że nie, a on przeprosił i podszedł do innej dziewczyny którą zaczął całować. Po chwili zrobił to samo z jej koleżanką. Junior wyjaśnił, że na karnawale wszyscy się całują, ale z reguły o to proszą. Nim dotarliśmy do głównego bloku, zostałam poproszona o to z 58 razy. Z uwagi na mój kolor włosów byłam tam bardzo popularna :) Na szczęście moje nowe brazylijskie koleżanki wzięły mnie pod opiekę i odganiały tłum napalonych brazylijskich chłopaków. Od słońca, alkoholu, nieprzespanych dwóch dni ledwo stałam na nogach. Po godzinie, dotarliśmy do końca promenady a przed nami rozciągała się największa plaża na świecie pełna tańczących ludzi w rytm brazylijskich rytmów.
i jeszcze kilkoma innymi osobami pobiegłam do wody, która była cieplejsza niż się spodziewałam. Przez dłuższy czas skakaliśmy przez fale, reszta w dalszym ciągu drinkowała i tańczyła. Wróciliśmy do domu pod wieczór, zjedliśmy przepyszny brazylijski obiad, szykując się na kolejną imprezę tym razem już mieście.
Imprezy Brazylijczyków różnią się zdecydowanie od naszych. Oni się naprawdę bawią. W klubach leci głównie "ich" brazylijska muzyka. Wszyscy tańczą, śpiewają. Oprócz DJ'a, zawsze jest jakaś gwiazda, która śpiewa na żywo i rozkręca tłum. Ludzie wskakują na scenę, tańczą i śpiewają na podeście razem nią.
Podczas jednej z imprez DJ zaczął krzyczeć, czy jest tu jakiś GRINGO, moi Brazylijczycy wypchnęli mnie na scenę, gdzie opowiedziałam moim łamanym portugalskim o sobie i zatańczyłam sambę do jednego z ich hitów. Musiało to strasznie żałośnie wyglądać, bo już po chwili przybiegły mi z odsieczą dziewczyny i zatańczyły razem ze mną…:)
Tak minął praktycznie cały tydzień. Udało mi się przespać łącznie może kilka godzin ( na plaży ). Imprezy zlały mi się w jedną całość. Czasami zasypiałam na b4 w salonie na materacu. Hałas i skaczący przeze mnie ludzie zupełnie mi nie przeszkadzali. Brazylijczycy budzili mnie tylko przed wyjściem, dawali drinka i ruszaliśmy.
Tylko raz nie wytrzymałam całej nocy i postanowiłam wrócić do domu wcześniej, ale po kilku chwilach obudził mnie hałas muzyki dobiegającej z salonu. Wyszłam w piżamie i zobaczyłam 15-stu wytrwałych kontynuujących imprezę. Wręczali mi na śniadanie piwo i nie było mowy bym mogła pójść spać dalej. Pierwszy raz w życiu rozpoczęłam kolejną imprezę o 7 rano w piżamie. Nasza zabawa można powiedzieć trwała 24 godziny na dobę.
Wschód słońca po jednej z imprez. |
Była to najbardziej szalona, trwająca tydzień impreza w moim życiu. Miałam możliwość spędzenia tygodnia bawiąc się z niesamowitymi Brazylijczykami podczas największego karnawału na świecie. Poza tym co było miłym zaskoczeniem? Cała impreza wyniosła mnie mniej niż weekend nad polskim morzem.
Niestety zdjęć mam niewiele i to tylko te z telefonu. Po pierwsze w takich okolicznościach zupełnie nie myślałam o tym by robić foto, po drugie…nie chciałam stracić reki:)
Impreza "na blokach". |
Tak wyglądały tam zwykłe b4 przed pójściem do miasta. |
A tu podczas imprezy w jednym z klubów z prawie całym towarzystwem. |
Kolejny b4. |
I widok z menelskiego mieszkania na menelskie osiedle. |
A tu moja ulubiona dziewczyna, bomba pozytywnej energii z wiecznym uśmiech na twarzy. |
Jeden dzień udało nam się przeznaczyć na zwiedzanie z Juniorem, Borją, Javier i Levi (znajomi z USA). |
Dla Brazylijczyków nie ważne czy klub, czy kuchnia, czy wieczór czy poranek. Impreza trwała 24h na dobę. |
Subskrybuj:
Posty (Atom)